„Wspomnienie”
– Najszczersze wyrazy współczucia – powiedział
przyjaciel rodziców, kierując słowa w stronę moich dziadków. Płakali. Wszyscy.
Ja tylko stałem, wciąż byłem w szoku. Za każdym razem, gdy kobiety patrzyły na
mnie, wybuchały jeszcze większym płaczem.
***
–Bartek! – Przerażający wrzask mojej mamy, pełen
rozpaczy, z przeciągnięciem ostatniej samogłoski. Powtarzany kilka razy. Bezsilny.
Pokój cały czerwony, wszędzie płomienie, parzyło. Stałem w kącie, napierałem na
ścianę, błagałem o super moce! Chciałem być odpornym na taką wysoką
temperaturę, marzyłem, by przenikać przez ściany, by mieć mrożący oddech! Ale
tylko stałem i patrzyłem, jak rodzice próbują wejść do mojego pokoju. Płakałem
tak głośno…
***
–Wieczny
odpoczynek racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Niech
spoczywają w pokoju. Amen. –Nie miałem siły stać, siedziałem, babcia mnie
tuliła tak mocno… Tak bardzo płakała. Dziadek próbował wytrzymać, lecz jego
oczy również zalewały się łzami, obejmował babcię, siedział, milczał. Chyba
wiem, jaki ból skrywał wewnątrz siebie. Odmawiali modlitwy, co jakiś czas któraś
kobieta nie wytrzymywała i wybuchała głośnym płaczem.– Zdrowaś Mario łaski
pełna…
***
Dym
był wszędzie, nie widziałem nic, nie słyszałem rodziców, czułem się samotny,
osunąłem się na ziemię. Nie miałem siły płakać. „Mamo, mamo weź mnie ze sobą.
Mamo!” krzyczały rozpaczliwie moje myśli. Wtedy ją zobaczyłem… Kobietę.
Myślałem, że to mama! Ale jednak nie. Stała, płonęła, miała śliczny uśmiech na
twarzy, patrzyła na mnie, wyciągała dłoń, chciałem ją złapać, ale tak bardzo
parzyło.
***
–Jak ręka, Bartek? – Klęczała przede mną, a ja
trzymałem za rękę dziadka. Była to kolejna osoba z rodziny, ciocia, może
kuzynka, pogubiłem się już w tym, jednak była piękna i miała rude włosy, ciemno
rude, a może czerwone… Przeraziłem się tego widoku, przypomniał mi tę kobietę…
Nie odzywałem się.
–Aj!
Aj! – zwinął się z bólu dziadek.
–To
nic Bartuś, to nic! – Nie płakałem, stałem. Nic do mnie nie docierało. Dopiero
gdy w domu przebierali mi spodnie, zrozumiałem, że się zsikałem. Później się okazało,
że połamałem też dziadkowi kilka kości w dłoni.
***
–Pomocy! Pomocy! – krzyczałem, lecz trzaski
płomieni zagłuszały krzyki, strażacy wchodzili do środka, słyszałem to! Te
dźwięki… Wciągania powietrza.
–Gdzie
jesteś?! – Głuchy wrzask, jakby coś tłumiło falę głosową. Widzę ich światła z
latarek!
–Pomocy!
– krzyczę znów.
–Rota
druga do dowódcy! – Mówi jeden.
–Tu
dowódca do roty drugiej. – Ten piękny dźwięk radiostacji.
–Mamy
dzieciaka, wychodzimy!
–Przyjąłem.
***
Zdążyłem
o tym śnić już tysiąc razy, zerwałem się po raz kolejny, mam już tego dość,
znów budzę się z krzykiem cały spocony. Idę w stronę łazienki, wychodzi babcia
z pokoju, ma bardzo zmartwioną minę.
–Nic
mi nie jest, babciu, to tylko zły sen. – Zapaliłem światło, stanąłem przy
zlewie, położyłem na niego ręce. Ach. Ta paskudna blizna na dłoni, każdego dnia
mi przypomina o tamtym dniu. Obmywam twarz.
***
Poczułem
zimną wodę– to ta z węża, która leciała w stronę dachu, strażak niósł mnie na
rękach, widzę kogoś na kocu, wokół ratownicy medyczni, strażacy, widzę też
czarny worek. Gdy strażak przeszedł odpowiednio blisko, widziałem jak reanimują
moją mamę.
–Dalej!
Dalej! Wracaj do nas! Jedenaście, dwanaście, trzynaście, czternaście, piętnaście!
– Wtedy zrozumiałem, że strażak musiał
znać moją mamę. Siedziałem w karetce. Ratownicy mówili coś między sobą, chyba
podziwiali, jak wyszedłem z tego wszystkiego, tylko z poparzeniem na ręku.
Zrobiło mi się zimno, a ciemność rozjaśniały już tylko niebieskie światła;
ogień chyba opanowano.
Podszedł strażak, zmęczony, spocony.
Patrzył na mnie. Coś w nim pękło, stanął obok samochodu i wrzasnął jedno słowo
– „kurwa”. Widziałem jak rzucony przez niego hełm odbił się od asfaltu i
wylądował niedaleko przed tyłem samochodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz