niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 1: "Wspomnienie"

„Wspomnienie”
 – Najszczersze wyrazy współczucia – powiedział przyjaciel rodziców, kierując słowa w stronę moich dziadków. Płakali. Wszyscy. Ja tylko stałem, wciąż byłem w szoku. Za każdym razem, gdy kobiety patrzyły na mnie, wybuchały jeszcze większym płaczem.

***

 –Bartek! – Przerażający wrzask mojej mamy, pełen rozpaczy, z przeciągnięciem ostatniej samogłoski. Powtarzany kilka razy. Bezsilny. Pokój cały czerwony, wszędzie płomienie, parzyło. Stałem w kącie, napierałem na ścianę, błagałem o super moce! Chciałem być odpornym na taką wysoką temperaturę, marzyłem, by przenikać przez ściany, by mieć mrożący oddech! Ale tylko stałem i patrzyłem, jak rodzice próbują wejść do mojego pokoju. Płakałem tak głośno…

***

–Wieczny odpoczynek racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Niech spoczywają w pokoju. Amen. –Nie miałem siły stać, siedziałem, babcia mnie tuliła tak mocno… Tak bardzo płakała. Dziadek próbował wytrzymać, lecz jego oczy również zalewały się łzami, obejmował babcię, siedział, milczał. Chyba wiem, jaki ból skrywał wewnątrz siebie. Odmawiali modlitwy, co jakiś czas któraś kobieta nie wytrzymywała i wybuchała głośnym płaczem.– Zdrowaś Mario łaski pełna…

***

Dym był wszędzie, nie widziałem nic, nie słyszałem rodziców, czułem się samotny, osunąłem się na ziemię. Nie miałem siły płakać. „Mamo, mamo weź mnie ze sobą. Mamo!” krzyczały rozpaczliwie moje myśli. Wtedy ją zobaczyłem… Kobietę. Myślałem, że to mama! Ale jednak nie. Stała, płonęła, miała śliczny uśmiech na twarzy, patrzyła na mnie, wyciągała dłoń, chciałem ją złapać, ale tak bardzo parzyło.

***

 –Jak ręka, Bartek? – Klęczała przede mną, a ja trzymałem za rękę dziadka. Była to kolejna osoba z rodziny, ciocia, może kuzynka, pogubiłem się już w tym, jednak była piękna i miała rude włosy, ciemno rude, a może czerwone… Przeraziłem się tego widoku, przypomniał mi tę kobietę… Nie odzywałem się.
 –Aj! Aj! – zwinął się z bólu dziadek.
 –To nic Bartuś, to nic! – Nie płakałem, stałem. Nic do mnie nie docierało. Dopiero gdy w domu przebierali mi spodnie, zrozumiałem, że się zsikałem. Później się okazało, że połamałem też dziadkowi kilka kości w dłoni.

***

 –Pomocy! Pomocy! – krzyczałem, lecz trzaski płomieni zagłuszały krzyki, strażacy wchodzili do środka, słyszałem to! Te dźwięki… Wciągania powietrza.
 –Gdzie jesteś?! – Głuchy wrzask, jakby coś tłumiło falę głosową. Widzę ich światła z latarek!
 –Pomocy! – krzyczę znów.
 –Rota druga do dowódcy! – Mówi jeden.
 –Tu dowódca do roty drugiej. – Ten piękny dźwięk radiostacji.
 –Mamy dzieciaka, wychodzimy!
 –Przyjąłem.

***

Zdążyłem o tym śnić już tysiąc razy, zerwałem się po raz kolejny, mam już tego dość, znów budzę się z krzykiem cały spocony. Idę w stronę łazienki, wychodzi babcia z pokoju, ma bardzo zmartwioną minę.
 –Nic mi nie jest, babciu, to tylko zły sen. – Zapaliłem światło, stanąłem przy zlewie, położyłem na niego ręce. Ach. Ta paskudna blizna na dłoni, każdego dnia mi przypomina o tamtym dniu. Obmywam twarz.

***

Poczułem zimną wodę– to ta z węża, która leciała w stronę dachu, strażak niósł mnie na rękach, widzę kogoś na kocu, wokół ratownicy medyczni, strażacy, widzę też czarny worek. Gdy strażak przeszedł odpowiednio blisko, widziałem jak reanimują moją mamę.
 –Dalej! Dalej! Wracaj do nas! Jedenaście, dwanaście, trzynaście, czternaście, piętnaście!  – Wtedy zrozumiałem, że strażak musiał znać moją mamę. Siedziałem w karetce. Ratownicy mówili coś między sobą, chyba podziwiali, jak wyszedłem z tego wszystkiego, tylko z poparzeniem na ręku. Zrobiło mi się zimno, a ciemność rozjaśniały już tylko niebieskie światła; ogień chyba opanowano.

Podszedł strażak, zmęczony, spocony. Patrzył na mnie. Coś w nim pękło, stanął obok samochodu i wrzasnął jedno słowo – „kurwa”. Widziałem jak rzucony przez niego hełm odbił się od asfaltu i wylądował niedaleko przed tyłem samochodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz